Pierwsze promienie wrześniowego poranka przedostawał się przez duże okiennice w sypialni, łaskocząc byłą gryfonkę po jej delikatnej twarzy. Leniwie otworzyła oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Ron pewnie ją w nocy przenieść, kiedy zasnęła na kanapie. Na myśl o rudowłosym chłopaku mimowolnie się uśmiechnęła i poczuła wyrzuty sumienia. Mimo, że razem mieszkają tak rzadko się ostatnio widują.
Zdecydowanie trzeba to zmienić. - przeszło jej przez myśl.
Była sobota co oznaczało, że Ron miał dzisiaj wolne, nie licząc cotygodniowego towarzyskiego treningu quidditcha z przyjaciółmi.
Nie zastanawiając się zbytnio wysłała sowę do swojej asystentki, że coś jej wypadło i nie pojawi się dzisiaj w swoim biurze. Ten weekend chciała spędzić z Ronem.
Po szybkim porannym prysznicu i wypiciu czarnej jak smoła kawy teleportowała się na zakupy.
***
Draco Malfoy jednym sprawnym ruchem otworzył drzwi do swojego apartamentu i gestem ręki zaprosił do środka blondwłosą piękność o długich i zgrabnych nogach, którą miał okazję dzisiejszego wieczoru poznać. Nie musiał nawet zbytnio się wysilać, kobiety same do niego lgnęły. Wystarczyło, że postawił drinka, spojrzał swoimi hipnotyzującymi oczami, szepnął parę komplementów i wybranka wieczoru była jego. Seks traktował jak przygodę, nigdy nie podchodził do niego emocjonalnie i nigdy nie pozwolił sobie na to by dana dziewczyna została u niego na noc. Tak było i tym razem. Ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i odwiesił na pobliski wieszak wiszący na ścianie w przedpokoju. Rozczesał palcami swoje i tak już zmierzwione włosy i podszedł do barku z zamiarem nalania drinka dla siebie i towarzyszki dzisiejszego wieczoru. Skończyło się jak zawsze - upojną nocą i samotnym porankiem w wykonaniu Dracona Malfoya.
Ding dong.
Dźwięk dzwoniącego dzwonka rozniósł się echem po posiadłości blondyna.
Dochodziła 10 rano kiedy Draco leniwie otworzył oczy i przeklnął w duchu.
Kogo o tej porze niesie?
Ding dong.
Z westchnieniem zwlókł się z łóżka i rozprostował zdrętwiałe mięśnie. Zarzucił na siebie jeansy i t-shirt po czym zszedł na dół. Gdy tylko otworzył drzwi do jego uszu dobiegł głos jego
jedynego chrześniaka.
-Ujek Draco! - mały Zabini podbiegł do blondyna by już po chwili znaleźć się na jego rękach. Chłopiec spojrzał na niego swoimi oliwkowymi oczami a całe poirytowanie jakie jeszcze przed chwilą ogarniało byłego ślizgona momentalnie odeszło.
-Cześć stary - Blaise nie czekając na odpowiedź swojego najlepszego przyjaciela przekroczył próg mieszkania i od razu podążył w stronę kuchni. Blondyn z cichym westchnieniem podążył za nim.
Na przystojnej twarzy czarnoskórego chłopaka pojawił się grymas na widok zawartości lodówki blondyna. Zrezygnowany wziął już w połowie opróżniony karton z sokiem pomarańczowym i nalał sobie do szklanki.
-Zdecydowanie brakuje w tym domu kobiecej ręki - mruknął.
-Na brak kobiet w tym domu nie mam co narzekać - odparł przyjacielowi Draco z przekąsem i transmutował stojący na stoliku wazon w latający samochodzik na co mały Blaise zaklaskał z radością.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi - Zabini rozsiadł się na kanapie bacznie obserwując bawiącego się syna.
Blondyn cicho westchnął i usiadł obok przyjaciela.
-Dom, żona, dziecko - na jego wąskich ustach pojawił się delikatny grymas - To nie dla mnie.
Diabeł wzruszył ramionami.
-Zobaczysz - rzekł pewny siebie - Spotkasz w końcu na swojej drodze kobietę poza która nie będziesz widział świata.
-Może tak, może nie - odparł z przekąsem.
Prawda jest taka, że Draco Malfoy w swoim życiu nigdy nie był zakochany i żył z cichą nadzieją, że tak już zostanie. Podobało mu się jego swobodne, bezproblemowe życie i nie chciał tego zmieniać.
Dochodziła godzina piętnasta, kiedy uradowana Hermiona przekroczyła próg swojego domu.
-Ron? - zawołała słysząc dobiegającą z góry muzykę lecz nikt jej nie odpowiedział. Położyła siatki z zakupami na blacie w kuchni i skierowała swoje kroki na piętro prosto do sypialni, z której wydobywał się dźwięk muzyki. Delikatnie popchnęła dębowe drzwi, które pod jej dotykiem delikatnie zaskrzypiały. Weszła do środka, a cały jej poukładany świat w jednej chwili runął niczym domek z kart.
Na jedną setną sekundy zamarła, a jej serce rozpada się na tysiąc drobnych kawałeczków, które z trudem uda się kiedykolwiek poskładać.
-H-hermiona? - wyszeptał zbity z tropu Ron - C-co t-ty tu robisz?
Hermiona czuła jak ogromna gula rośnie jej w gardle zawiązując je w supeł a czekoladowe oczy zachodzą łzami. Stała jak zahipnotyzowana wpatrując się w swojego niedoszłego nagiego męża leżącego w łóżku z jakimś przystojnym brunetem, który w ekspresowym tempie zebrał swoje ciuchy i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować teleportował się tylko w sobie znanym kierunku.
Jak on mógł?
W głowie ciągle dudniło jej to jedno pytanie.
Szok, którego na początku doznała powoli odchodził a na jego miejsce jak tsunami nadchodziła fala wściekłości.
Tyle lat razem..
Przecież już niebawem mieli się pobrać! A on przez ten cały czas ją oszukiwał.
-Hermiona? - rudzielec zdążył już nałożyć na siebie jeansy i niepewnie podszedł do dziewczyny wpatrując się w jej czekoladowe oczy, z nadzieją że uda mu się coś z nich wyczytać.
Dziewczyna nadal milczała. Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić, po czym skierowała się w stronę szafy. Wyciągnęła podróżną walizkę i nie zważając na chłopaka zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Odezwiesz się w końcu? - w głosie Rona było słychać desperacje. Czuł się potwornie a zarazem zdezorientowany milczeniem dziewczyny.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć Ronaldzie? - Hermiona nie kryła już w sobie oburzenia, ale mimo wszystko chciała zachować klasę i resztę swojej i tak już rozdeptanej godności. Czuła się potwornie, jak najszybciej chciała opuścić dom, który jeszcze przed paroma minutami był jej oazą, w której czuła się tak beztrosko i bezpiecznie.
Cokolwiek - przeszło mu przez myśl.
-To koniec Ron - odparła hardo patrząc w jego oliwkowe oczy - Obydwoje dobrze o tym wiemy - jej głos był przesiąknięty goryczą.
Jednym zwinnym ruchem ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go na stoliku w salonie po czym chwyciła płaszcz i teleportowała się do jedynej osoby na którą mogła teraz liczyć, pozostawiając oszołomionego chłopaka na schodach.
-Kurwa - z ust rudowłosego wydobył się niemy krzyk.
Na przystojnej twarzy czarnoskórego chłopaka pojawił się grymas na widok zawartości lodówki blondyna. Zrezygnowany wziął już w połowie opróżniony karton z sokiem pomarańczowym i nalał sobie do szklanki.
-Zdecydowanie brakuje w tym domu kobiecej ręki - mruknął.
-Na brak kobiet w tym domu nie mam co narzekać - odparł przyjacielowi Draco z przekąsem i transmutował stojący na stoliku wazon w latający samochodzik na co mały Blaise zaklaskał z radością.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi - Zabini rozsiadł się na kanapie bacznie obserwując bawiącego się syna.
Blondyn cicho westchnął i usiadł obok przyjaciela.
-Dom, żona, dziecko - na jego wąskich ustach pojawił się delikatny grymas - To nie dla mnie.
Diabeł wzruszył ramionami.
-Zobaczysz - rzekł pewny siebie - Spotkasz w końcu na swojej drodze kobietę poza która nie będziesz widział świata.
-Może tak, może nie - odparł z przekąsem.
Prawda jest taka, że Draco Malfoy w swoim życiu nigdy nie był zakochany i żył z cichą nadzieją, że tak już zostanie. Podobało mu się jego swobodne, bezproblemowe życie i nie chciał tego zmieniać.
***
Dochodziła godzina piętnasta, kiedy uradowana Hermiona przekroczyła próg swojego domu.
-Ron? - zawołała słysząc dobiegającą z góry muzykę lecz nikt jej nie odpowiedział. Położyła siatki z zakupami na blacie w kuchni i skierowała swoje kroki na piętro prosto do sypialni, z której wydobywał się dźwięk muzyki. Delikatnie popchnęła dębowe drzwi, które pod jej dotykiem delikatnie zaskrzypiały. Weszła do środka, a cały jej poukładany świat w jednej chwili runął niczym domek z kart.
Na jedną setną sekundy zamarła, a jej serce rozpada się na tysiąc drobnych kawałeczków, które z trudem uda się kiedykolwiek poskładać.
-H-hermiona? - wyszeptał zbity z tropu Ron - C-co t-ty tu robisz?
Hermiona czuła jak ogromna gula rośnie jej w gardle zawiązując je w supeł a czekoladowe oczy zachodzą łzami. Stała jak zahipnotyzowana wpatrując się w swojego niedoszłego nagiego męża leżącego w łóżku z jakimś przystojnym brunetem, który w ekspresowym tempie zebrał swoje ciuchy i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować teleportował się tylko w sobie znanym kierunku.
Jak on mógł?
W głowie ciągle dudniło jej to jedno pytanie.
Szok, którego na początku doznała powoli odchodził a na jego miejsce jak tsunami nadchodziła fala wściekłości.
Tyle lat razem..
Przecież już niebawem mieli się pobrać! A on przez ten cały czas ją oszukiwał.
-Hermiona? - rudzielec zdążył już nałożyć na siebie jeansy i niepewnie podszedł do dziewczyny wpatrując się w jej czekoladowe oczy, z nadzieją że uda mu się coś z nich wyczytać.
Dziewczyna nadal milczała. Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić, po czym skierowała się w stronę szafy. Wyciągnęła podróżną walizkę i nie zważając na chłopaka zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Odezwiesz się w końcu? - w głosie Rona było słychać desperacje. Czuł się potwornie a zarazem zdezorientowany milczeniem dziewczyny.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć Ronaldzie? - Hermiona nie kryła już w sobie oburzenia, ale mimo wszystko chciała zachować klasę i resztę swojej i tak już rozdeptanej godności. Czuła się potwornie, jak najszybciej chciała opuścić dom, który jeszcze przed paroma minutami był jej oazą, w której czuła się tak beztrosko i bezpiecznie.
Cokolwiek - przeszło mu przez myśl.
-To koniec Ron - odparła hardo patrząc w jego oliwkowe oczy - Obydwoje dobrze o tym wiemy - jej głos był przesiąknięty goryczą.
Jednym zwinnym ruchem ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go na stoliku w salonie po czym chwyciła płaszcz i teleportowała się do jedynej osoby na którą mogła teraz liczyć, pozostawiając oszołomionego chłopaka na schodach.
-Kurwa - z ust rudowłosego wydobył się niemy krzyk.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału C:
OdpowiedzUsuńJuż jest zapraszam 😀
Usuń