piątek, 5 kwietnia 2019

Rozdział 1

Zegar na ścianie wskazywał godzinę 22, kiedy Hermiona skończyła pisać sprawozdanie dla Ministra Magii.  Z cichym westchnieniem wstała od biurka i opuściła swój gabinet. Przemierzała praktycznie puste już korytarze ministerstwa kierując się do kominków podpiętych do sieci fiu, by już za chwilę znaleźć się w swoim przytulnym salonie. Brak obecności Rona wcale jej nie zdziwiła, ostatnio często wracał późną nocą do domu - taki urok pracy aurora, mimo że od śmierci Voldemorta minęło dobrych 5 lat, to  na wolności dalej panoszyła się mała garstka jego zwolenników.   Hermiona swoje kroki od razu skierowała w stronę łazienki, gorący prysznic to było to czego dziewczyna teraz najbardziej potrzebowała po męczącym i stresującym dniu  ministerstwie. Ciepłe krople delikatnie odbijały się od jej ciała przynosząc odprężenie.  Po szybkim prysznicu opatuliła się szczelnie szlafrokiem, podeszła do barku nalewając sobie lampkę swojego ulubionego wina po czym wygodnie rozsiadła się na kanapie chwytając po drodze swoją ulubioną książkę, nawet nie zauważyła kiedy zmęczona usunęła.
Pierwsze promienie wrześniowego poranka przedostawał się przez duże okiennice w sypialni, łaskocząc byłą gryfonkę po jej delikatnej twarzy. Leniwie otworzyła oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Ron pewnie ją w nocy przenieść, kiedy zasnęła na kanapie. Na myśl o rudowłosym chłopaku mimowolnie się uśmiechnęła i poczuła wyrzuty sumienia. Mimo, że razem mieszkają tak rzadko się ostatnio widują. 
Zdecydowanie trzeba to zmienić. - przeszło jej przez myśl.
Była sobota co oznaczało, że Ron miał dzisiaj wolne, nie licząc cotygodniowego towarzyskiego treningu quidditcha z przyjaciółmi.  
Nie zastanawiając się zbytnio wysłała sowę do swojej asystentki, że coś jej wypadło i nie pojawi się dzisiaj w swoim biurze. Ten weekend chciała spędzić z Ronem.
Po szybkim porannym prysznicu i wypiciu czarnej jak smoła kawy teleportowała się na zakupy. 

***

Draco Malfoy jednym sprawnym ruchem otworzył drzwi do swojego apartamentu i gestem ręki zaprosił do środka blondwłosą piękność o długich i zgrabnych nogach, którą miał okazję dzisiejszego wieczoru poznać.  Nie musiał nawet zbytnio się wysilać, kobiety same do niego lgnęły.  Wystarczyło, że postawił drinka, spojrzał swoimi hipnotyzującymi oczami, szepnął parę komplementów i wybranka wieczoru była jego. Seks traktował jak przygodę, nigdy nie podchodził do niego emocjonalnie i nigdy nie pozwolił sobie na to by dana dziewczyna została u niego na noc. Tak było i tym razem.  Ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i odwiesił na pobliski wieszak wiszący na ścianie w przedpokoju. Rozczesał palcami swoje i tak już zmierzwione włosy i podszedł do barku z zamiarem nalania drinka dla siebie i towarzyszki dzisiejszego wieczoru. Skończyło się jak zawsze - upojną nocą i samotnym porankiem w wykonaniu Dracona Malfoya.
Ding dong.
Dźwięk dzwoniącego dzwonka rozniósł się echem po posiadłości blondyna.
Dochodziła 10 rano kiedy Draco leniwie otworzył oczy i przeklnął w duchu.
Kogo o tej porze niesie? 
Ding dong.
Z westchnieniem zwlókł się z łóżka i rozprostował zdrętwiałe mięśnie. Zarzucił na siebie jeansy i t-shirt po czym zszedł na dół. Gdy tylko otworzył drzwi do jego uszu dobiegł głos jego 
jedynego chrześniaka.
-Ujek Draco! - mały Zabini podbiegł do blondyna by już po chwili znaleźć się na jego rękach. Chłopiec spojrzał na niego swoimi oliwkowymi oczami a całe poirytowanie jakie jeszcze przed chwilą ogarniało byłego ślizgona momentalnie odeszło. 
-Cześć stary - Blaise nie czekając na odpowiedź swojego najlepszego przyjaciela przekroczył próg mieszkania i od razu podążył w stronę kuchni. Blondyn z cichym westchnieniem podążył za nim.
Na przystojnej twarzy czarnoskórego chłopaka pojawił się grymas na widok zawartości lodówki blondyna. Zrezygnowany wziął już w połowie opróżniony karton z sokiem pomarańczowym i nalał sobie do szklanki.
-Zdecydowanie brakuje w tym domu kobiecej ręki - mruknął.
-Na brak kobiet w tym domu nie mam co narzekać - odparł przyjacielowi Draco z przekąsem i transmutował stojący na stoliku wazon w latający samochodzik na co mały Blaise zaklaskał z radością.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi - Zabini rozsiadł się na kanapie bacznie obserwując bawiącego się syna.
Blondyn cicho westchnął i usiadł obok przyjaciela.
-Dom, żona, dziecko - na jego wąskich ustach pojawił się delikatny grymas - To nie dla mnie.
Diabeł wzruszył ramionami.
-Zobaczysz  - rzekł pewny siebie - Spotkasz w końcu na swojej drodze kobietę poza która nie będziesz widział świata.
-Może tak, może nie - odparł z przekąsem.
Prawda jest taka, że Draco Malfoy w swoim życiu nigdy nie był zakochany i żył z cichą nadzieją, że tak już zostanie.  Podobało mu się jego swobodne, bezproblemowe życie i nie chciał tego zmieniać.

***

Dochodziła godzina piętnasta, kiedy uradowana Hermiona przekroczyła próg swojego domu.
-Ron? - zawołała słysząc dobiegającą z góry muzykę lecz nikt jej nie odpowiedział. Położyła siatki z zakupami na blacie w kuchni i skierowała swoje kroki na piętro prosto do sypialni, z której wydobywał się dźwięk muzyki. Delikatnie popchnęła dębowe drzwi, które pod jej dotykiem delikatnie zaskrzypiały. Weszła do środka, a cały jej poukładany świat w jednej chwili runął niczym domek z kart.
Na jedną setną sekundy zamarła, a jej serce rozpada się na tysiąc drobnych kawałeczków, które z trudem uda się kiedykolwiek poskładać.
-H-hermiona? - wyszeptał zbity z tropu Ron - C-co t-ty tu robisz?
Hermiona czuła jak ogromna gula rośnie jej w gardle zawiązując je w supeł a czekoladowe oczy zachodzą łzami.  Stała jak zahipnotyzowana wpatrując się w swojego niedoszłego nagiego męża leżącego w łóżku z jakimś przystojnym brunetem, który w ekspresowym tempie zebrał swoje ciuchy i zanim ktokolwiek zdążył się zorientować teleportował się tylko w sobie znanym kierunku.
Jak on mógł? 
W głowie ciągle dudniło jej to jedno pytanie.
Szok, którego na początku doznała powoli odchodził a na jego miejsce jak tsunami nadchodziła fala wściekłości.
Tyle lat razem..
Przecież już niebawem mieli się pobrać! A on przez ten cały czas ją oszukiwał.
-Hermiona? - rudzielec zdążył już nałożyć na siebie jeansy i niepewnie podszedł do dziewczyny wpatrując się w jej czekoladowe oczy, z nadzieją że uda mu się coś z nich wyczytać.
Dziewczyna nadal milczała.  Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić, po czym skierowała się w stronę szafy. Wyciągnęła podróżną walizkę i nie zważając na chłopaka zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Odezwiesz się w końcu? - w głosie Rona było słychać desperacje. Czuł się potwornie a zarazem zdezorientowany milczeniem dziewczyny.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć Ronaldzie? - Hermiona nie kryła już w sobie oburzenia, ale mimo wszystko chciała zachować klasę i resztę swojej i tak już rozdeptanej godności. Czuła się potwornie, jak najszybciej chciała opuścić dom, który jeszcze przed paroma minutami był jej oazą, w której czuła się tak beztrosko i bezpiecznie.
Cokolwiek - przeszło mu przez myśl.
-To koniec Ron - odparła hardo patrząc w jego oliwkowe oczy - Obydwoje dobrze o tym wiemy - jej głos był przesiąknięty goryczą.
Jednym zwinnym ruchem ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go na stoliku w salonie po czym chwyciła płaszcz i teleportowała się do jedynej osoby na którą mogła teraz liczyć, pozostawiając oszołomionego chłopaka na schodach.
-Kurwa - z ust rudowłosego wydobył się niemy krzyk.



2 komentarze: